ekonomicznych, ujrzał się zagrożonym utratą swej posiadłości. Zdrowie jego zachwiało się, przewidywał zarówno upadek swej fortuny, jak blizki koniec życia. Los jednak Marty zdawał się już wtedy zabezpieczonym. Kochała i była kochaną.
Jan Świcki, młody urzędnik, zajmujący dość wysoką już posadę w jednem z biór rządowych w Warszawie, pokochał piękną czarnooką pannę i wzbudził w niej wzajemnie uczucie szacunku i miłości. Ślub Marty o kilka tygodni zaledwie poprzedził śmierć jej ojca. Zrujnowany szlachcic, który niegdyś marzył może dla jedynaczki swej o świetniejszym losie, z radością składał dłoń jej w rękę niemajętnego, lecz pracowitego człowieka; myśląc, iż wraz z odejściem Marty od ślubnego ołtarza przyszłość jej otrzymała dostateczne ochrony od cierpień samotności i niebezpieczeństw ubóstwa, umarł spokojnie.
Marta po raz drugi w życiu spotkała się z wielką boleścią, ale tym razem koiła ją nietylko już sama młodość, ale i miłość żony, a potem matki. Piękne miejsce jej rodzinne zostało dla niej na zawsze straconem, przeszło w ręce ludzi obcych, ale natomiast ukochany i kochający mąż śród gwaru miejskiego usłał jej miękkie, ciepłe, wygodne gniazdo, w którem wkrótce ozwał się srebrzysty głos dziecięcia.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/27
Ta strona została skorygowana.