dopisywano doń jakąś cyfrę dlatego, aby przestał być zerem. Kobieta jest zerem, jeśli mężczyzna nie stanie obok niej jako cyfra dopełniająca. Kobiecie dają błyszczącą oprawę, aby jak w sklepie jubilera kunsztownie wypolerowany dyament, ściągała na siebie oczy jak największej liczby nabywców. Jeżeli nie znajdzie dla siebie nabywcy albo znalazłszy utraci go, pokrywa się rdzą wiecznej boleści, plamami bezradnej nędzy, staje się napowrót zerem, ale zerem chudem z głodu, trzęsącem się z zimna, rozszarpującem się na szmaty w nadaremnych próbach ruszania się i dźwigania. Przypomnij sobie wszystkie stare panny, opuszczone lub owdowiałe kobiety, jakie znałaś w swem życiu, spójrz na koleżanki swe z zakładu Szwejcowej, spójrz na samą siebie... Co znaczycie wszystkie na świecie? jakie są wasze nadzieje? gdzie możność, abyście wygrzęzły z trzęsawisk i poszły tam, dokąd dążą ludzie? Jesteście roślinami, których łodygi wyhodowane w cieplarniach nie mają siły opierać się wiatrom i burzom! i tak być musi przecież, skoro wieszcze i mędrcy świata nazwali kobietę: „najpiękniejszym z kwiatów przyrodzenia.“ Kobieta to kwiat, kobieta to zero, kobieta to przedmiot nie obdarzony siłą samodzielnego ruchu. Niema dla niej ani szczęścia, ani chleba bez mężczyzny. Kobieta
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/274
Ta strona została przepisana.