każde uderzenie serca, każdą myśl przelatującą przez głowę? każde drgnienie, poruszające fibrami ciała, skupić w jedną moc rozumną, wytrwałą, niespożytą, w moc taką, jaka jedynie odegnać zdoła nędzę, zabezpieczyć od poniżenia się godność człowieka, uchronić od bezowocnych bólów, rozpaczy i — śmierci głodowej?
W pytaniach tych skupiła się cała dusza Marty. Wspomnienia rozkoszne i zarazem gryzące, wspomnienia kobiety, która niegdyś hożem i wesołem będąc dziewczęciem, lekkiemi stopami deptała świeżą murawę i barwne kwiecie rodzinnej wioski; potem u boku ukochanego męża pędziła dnie szczęśliwe, wolne od trosk i smutków, a teraz we wdowiej szacie stała u małego okienka poddasza, z bladem czołem opuszczonem na załamane dłonie; wspomnienia kobiety, które przez cały dzień miniony otaczały ją rojem widm nęcących, po to aby krwawić i rozdzierać, uleciały teraz od niej przed groźnem, tajemniczem, lecz dotykalnem jak rzeczywistość zjawiskiem teraźniejszości. Zjawisko to pochłaniało jej myśli, ale nie znać było aby ją przerażało. Czy odwagę swą czerpała z miłości macierzyńskiej, napełniającej jej serce? czy posiadała w sobie tę dumę, która brzydzi się trwogą? czy... nie znała świata i samej siebie?
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/34
Ta strona została skorygowana.