się otrzymać kęs chleba, mający uchronić od nędzy ostatnie dni steranego jej życia. Czując, że grunt usuwa się pod jej stopami, że właścicielka bióra informacyjnego zamierza ukończyć rozmowę z nią, nie udzieliwszy jej żadnej informacyi, pochwyciła tę jedyną, ostatnią według niej deskę zbawienia i coraz silniej mnąc płócienną chustkę w drżących palcach, pospiesznie zaczęła. La géographie, la histoire, les commencements de l’arithmetique...
Umilkła nagle i osłupiały wzrok utkwiła w przeciwległej ścianie, bo Ludwika Żmińska powstała.
— Przykro mi to bardzo, zaczęła zwolna gospodyni domu, ale nie mam obecnie na widoku żadnego miejsca, któreby dla pani odpowiedniem być mogło...
Skończyła i stała z rękami założonemi na surowym staniku popielatej sukni oczekując wyraźnie pożegnania. Ale staruszka siedziała jak przykuta do miejsca, ruchliwe dotąd ręce jej i oczy znieruchomiały, blade usta za to roztworzyły się i dogadały nerwowo.
— Żadnego! wyszeptała po chwiili... żadnego! powtórzyła i sztywna, niezależną jakby od niej samej mocą poruszona, zwolna podniosła się z krzesła.
Nie odchodziła jednak. Teraz dopiero powieki jej nabrzmiewały, blade źrenice zaszły
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/44
Ta strona została skorygowana.