wprawę i plątały się po klawiszach nie zawsze na właściwe trafiając, myliła się w pasażach, cisnęła zbytecznie pedał, opuszczała całe takty, zatrzymywała się i szukała po klawiaturze drogi, którą gubiła. — Mais c’est une petite horreur qu’elle joue là! zawołała Francuska półgłosem wprawdzie, ale wykrzyk jej usłyszała i Marta. — Chut! m-lle Delphine! szepnęła gospodyni domu. Marta uderzyła ostatni akord tkliwej kompozycyi i zaraz nie podnosząc oczu ni rąk z nad klawiszów, zaczęła grać Nocturne Zientarskiego. Czuła, jak niepomyślne dla niej wrażenie gra jej wywarła na kobietę, trzymającą w swojem ręku najdroższe jej nadzieje; czuła, że niezręczne dotykając klawiszów, wypuszcza zarazem z dłoni jedno z nielicznych narzędzi zarobku, na jakie liczyła, że każdy fałszywy ton z pod palców jej wychodzący, rwie i przecina jedną z nielicznych nici, na których zawisnął byt jej i jej dziecka.
— Muszę zagrać lepiej! powiedziała sobie w myśli i bez chwili namysłu zaczęła grać smętne Nocturne. A jednak nie grała lepiej jak wprzódy, grała nawet gorzej, kompozycya była trudniejsza, w rękach odzwyczajonych od gry uczuwać zaczęła ból i zesztywnienie. Elle touche faux, Mame! he! he! comme elle touche faux, zawołała znowu Francuska, strze--
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/51
Ta strona została skorygowana.