Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

Jancia zamknięta przez cały ranek w izdebce wydała okrzyk radości, usłyszawszy klucz obracający się w zamku. Rzuciła się na szyję wchodzącej matki i twarz jej okryła pocałunkami.
Wrażenie chwili jest jedyną mocą silnie działającą na organizacye dziecięce. Przyszłość nie istnieje dla ich myśli, przeszłość zaciera się szybko w ich pamięci. Dzień wczorajszy jest już dla dziecka odległą przeszłością, to co było, działo się, lub stało przed kilku dniami, znika i rozlewa się przed ich oczami w mgle zapomnienia. Jancia była wesołą.
Wązki promień słońca, wnikający do izby na poddaszu przez małe okienko, radował ją, kominek z okopconą głębią zastanawiał i zaciekawiał, zabierała znajomość z nowymi sprzętami, śmiała się z dwóch krzeseł, u których jedna noga krótszą była od trzech innych, i porównywała je do kalek staruszków, widywanych przez nią na ulicach miasta. Samotność, śród jakiej przepędziła cały ranek, utworzyła w główce jej zapasik myśli, które języczek spragniony mówienia, z pospiesznym i głośnym szczebiotem wypowiadał przed matką.
Po raz pierwszy wesołość dziecięcia ciężkie wrażenie wywarła na umyśle Marty. Wczoraj, gdy Jancia lepiej jeszcze pamiętała o znikłej