Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

mamo! Tak dawno nie zapalałaś już go na kominku!
Kiedy żółte płomienie strzeliły do góry, gorącym blaskiem napełniły czarną głąb komina i falę przyjemnego ciepła rozlały po izbie, Marta usiadła przed ogniem i wzięła dziecię swe na kolana.
— Jańciu! rzekła, pochylając się ku bladej twarzyczce; jesteś małą jeszcze dzieciną, ale powinnaś zrozumieć już to, co ci powiem. — Mama twoja była bardzo, bardzo biedną, bardzo smutną. Wydała wszystkie swoje pieniążki i za kilka dni nie miałaby już za co kupić ani obiadu dla ciebie i dla siebie, ani drewek do zapalenia w piecu. Dziś dano mamie twojej robotę, za którą jej zapłacą... Dlatego przychodząc, mówiłam ci, abyś podziękowała Bogu, dlatego rozpaliłam ten piękny ogień, aby nam było dziś ciepło i wesoło...
Marta otrzymała w istocie robotę. Po miesiącu oczekiwania, po kilkunastu bezowocnych wycieczkach do informacyjnego bióra, Ludwika Żmińska oświadczyła młodej kobiecie, iż otrzymała dla niej lekcyę francuskiego języka. Zarobek ów, pół rubla codziennie wynosić mający, wydał się Marcie otworzoną przed nią kopalnią bogactw. W tej samej izbie, w której mieszkała teraz, również oszczędnie, oszczędniej może niż dotąd opędzając swe potrzeby, z zasobem