Oleś wyprostował się, wzniósł oczy w górę i powtórzył z cicha:
— De l‘in-di-ca-tif! co za anielski głosik!
W gabinecie panowała znowu cisza. Uczennica zajęta widać była pisaniem i po chwili dopiero ozwała się.
— Batau! nie wiem, pani, jak się pisze bâteau. Eau czy au?
Odpowiedzi nie było, nauczycielka milczała.
— O! szepnął Oleś, ciężko coś idzie mojej bogini! nie wie podobno co odpowiedzieć na pytanie tej małej mądrali... a może marzy... ach!
Na palcach odszedł od drzwi i stanął przy oknie, zaledwie jednak spojrzał przez szyby na dość ludną i ruchliwą ulicę, zawołał:
— Co widzę! panna Malwina tak rano już na mieście? Biegnę, lecę, pędzę!
Mówiąc to, pędził w istocie ku drzwiom i z wielkim impetem otwierając je, spotkał się oko w oko z Maryą, która do salonu wracała.
— Dla Boga, rzekła gospodyni domu, cofając się do przedpokoju, dokądże tak pędzisz? Czy do bióra?
— Zobaczyłem przez okno pannę Malwinę, spiesznie wkładając paltot odpowiedział młody człowiek, poszła ku placowi Krasińskich, zapewne do sklepów po sprawunki. Muszę przecież być tam z nią koniecznie...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/88
Ta strona została skorygowana.