Oleś wyprostował się i dłoń do serca przyłożył.
— Mów śmiało, siostro! wyrzekł, słuchać cię będę z powagą księdza, siedzącego w konfesyonale, i z uczuciem brata, dla którego ty nieraz byłaś dobrym aniołem spowiednikiem... Słuchać cię będę z gotowością na wszystko... jeśli ci się chciało drzewka śpiewającego, lub ptaszka gadającego, pójdę po nie za góry i morza... Jeżeli Jadziunię nózia lub buzia zabolała, zwołam wnet wszystkich doktorów, jacy tylko w Warszawie śpią i jedzą... jeśli cię kto obraził... wyzwę na pojedynek lub... lub kijem obłożę, a że to wszystko zrobię i wykonam, przysięgam na wszystkie piękne oczy wszystkich moich bogiń... na pamięć lat dziecinnych z tobą Maryo spędzonych, na okurzone ściany mego bióra i na komórki serca mego, w których jedna z twoją, siostro, krew płynie!
Kiedy młody człowiek mówił to wszystko, kameleonowa natura jego okrywała mu twarz i postać tak rozlicznemi i szybko mieniącemi się barwami, pustej trzpiotowatości, serdecznego uczucia, przesadnej emfazy i rzeczywistej gotowości do poświęceń, że Marya czuła widocznie ochotę i do gniewu i do śmiechu i do uściśnienia ręki temu wietrznikowi, który jednak przypominał jej lata dziecinne, wspólnie
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/97
Ta strona została skorygowana.