Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

mu mego dać mi nie mogą. Wy, Azyaci, znacie wiele tajemnic i macie jakiegoś Boga, który podobno w najsroższych smutkach pociechy wam zsyła.
— Czegoż chcesz? — zapytał Menochim.
Piękna Rzymianka ze smutnemi oczyma odpowiedziała:
— Sprzykrzyły mi się bogactwa i rozkosze wszelkie. Nie kocham tego, który jest mężem moim i żadnego z młodzieńców rzymskich pokochać nie mogę. Pragnę doskonałości, cnoty jakiéjś, która-by płomieniem rozpaliła puste moje serce; bohaterstwa, które-by podobne było do bohaterstw przodków moich; Boga tego nieznanego, któremu Grecy budują ołtarze, a który innym być musi od bogów naszych, w których już — nie wierzę.
Żyd słuchał ze skupioną uwagą, a potém zapytał:
— Jeżeli nie wierzysz w bogów swoich, czemużeś nawiedzała gaj Egeryi?
— Spragnioną jestem ciszy i cienia... Zamieram w gwarze i blasku. Lubię tu myśléć o miłościach niebiańskich i wielkich ludzkich sercach. Teraz miłości nizkie są i płoche, a serca tych, którzy mię otaczają, z żelaza lub błota!
Nad mówiącą w ten sposób kobietą Menochim pochylił się, i długo, długo, szeptał jéj o czémś, z tajemniczemi gestami i drżącą siwą brodą. Widać było, że mówił jéj, aby kędyś, w umówionéj porze przybyła, że coś jéj obiecywał a coś przed nią wczęści odsłaniał. Rzymianka odeszła, a stary żyd złożył ręce na kolanach i tajemnicze uśmiechy przewijały się mu pomiędzy zmarszczkami twarzy. Dumał i szeptał:
— Droga niezbożnych ciemna, nie widzą gdzie upadną. Oto potkniesz się, Babylonio, o własne bogactwa i rozkosze swoje, bo przepojone niemi być zaczynają dusze twoich dzieci. Jako jeleń źródła leśnego, tak szukają one nowego światła!
Wczas jakiś potém usłyszał, jak dwaj niewolnicy, do gaju dążący, rozmawiali o wydarzeniu dziwném, w domu ich pana zaszłém. Pani ich, Flawia, uwierzyła w jakiegoś cudzoziemskiego boga, oblokła się w szaty surowe, do uczt zasiadać przestała, a nawiedzać zaczęła, z jedną tylko poufną służebną, tę obrzydliwą, cuchnącą dzielnicę miasta, w któréj mieszkają sami tylko Azyaci, Syryjczycy i Żydzi. Niewolnicy mówili o tém obojętnie i szydersko trochę, tak, jak zwyczajnie mawiają słudzy o postępkach i dziwnych kaprysach swych panów, ale zmarszczki na twarzy Menochima drgnęły radośnie, gdy usłyszał on słowa:
— Możny Cestyusz, mąż Flawii, gniewa się i smuci, bo pośmiewisko ludzkie uwłacza powadze jego. Z Flawii śmieją się przyjaciółki jéj, znajome, i podobno sam Cezar, niech długie będzie życie jego.
Dalszych słów rozmowy Menochim nie dosłyszał, lecz z tryumfującym wciąż uśmiechem pomiędzy zmarszczkami twarzy, szepnął:
— Tajemnemi są drogi Twoje! Oto nędzny robak, w pyle deptany, kroplę jadu wpuścił w pyszne serce książęce.
Uspokojony nieco, brał wielką księgę, którą przed wzrokiem przecho-