cznéj od grobowca odległości odpowiadał mu, lecz wyżéj od niego wzbijał się obelisk słońca, na którego strzelistym szczycie, w postaci potężnego młodziana, z długiemi włosy i siedmiopromienną na nich koroną, z lirą w ręku a kijem pasterskim u stóp, stał bóg światła, obfitości, młodości i twórczych natchnień — Febus Apollo. U stóp tego-to obelisku, całą rozległość dawnego miejsca sejmowych obrad kolisto otaczając, wzniosły się, w amfiteatr zbudowane, wielopiętrowe schody, a u dołu stanęły obszerne, purpurą i złoceniami zdobne, trybuny i loże.
Najpodeszlejsi w wieku starcy przypominali sobie, że, za czasów dzieciństwa ich, w tém samém miejscu, Oktawian-August radował lud widokiem igrzysk Trojańskich. Teraz znowu, na rozległéj arenie, zasłanéj miękkim i obficie zroszonym kobiercem murawy, ujrzéć miano igrzyska te, w których brali udział nie najemni kuglarze i skoczkowie, nie grubijańscy cyrkowi woźnice, nie w niewoli urodzeni gladyatorowie, nie ulubieni nawet muzycy i deklamatorzy, ale liczna, świetna młodzież dwóch najwyższych w państwie stanów: synowie senatorskich i rycerskich rodzin. Na czele zaś jéj, księciem młodzieży w igrzyskach tych mianowany, znajdować się miał syn cesarski, niedawny zwycięzca Judei, pięknością, męztwem i talentami wsławiony Tytus — przyszły Cezar.
Piérwsza godzina dnia upływała. Słońce, za Kwirynalskiém wzgórzem wschodzące, blado-żółtém światłem napełniło wnętrze głębokiéj kotliny, któréj ściany od szczytu do dołu wysłane już były postaciami, ubiorami i twarzami ludzi. Przez noc całą pole Marsowe szumiało morzem ludności, oczekującéj tu nadejścia dnia, i któréj część znaczna, przy pierwszych już brzaskach świtu, z radosnym hałasem stłoczyła się na kolistych ławach. Czternaście ław, dla rycerskiego stanu przeznaczonych, napełniło się już po brzegi, lecz dostojność postaw i giestów, właściwa ludziom wyższych warstw społecznych, jako téż gorliwa nad nimi pieczołowitość „designatorów“, urzędników, wskazujących miejsca i doglądających porządku, nie dopuszczały tu tłoku tego i hałasu, który kipiał na piętrach wyższych, zaludnionych tłuszczą kupców, fabrykantów rzemieślników, wyrobników, czeladzi fabrycznych i dworskich, nadewszystko zaś żołnierzy. Niepodobna już było w tłumie tym odróżnić rodowitych Rzymian i dawnych lub świeżych przybyszów z Grecyi, Syryi, Azyi Mniejszéj, z Afryki, Hiszpanii, a nawet z niedawno podbitéj Gallii i Brytanii, i na-pół podbitych, sprzymierzonych prowincyi germańskich. Pośród potomków starożytnych Kwirytów, śniadolicych, o wązkich czołach i postawach dumnych jeszcze nawet w łachmanach, pośród Greków, zgrabnych, zwinnych, strojnych, gadatliwych, i Syryjczyków z chytrym wzrokiem i cynicznemi twarzami, mieszali się barczyści i ociężali Kapadoci, czarni Numidzi, biali, płowi i silni Germanie, żwawi, weseli, dziwnie szybko cywilizacyą rzymską wchłaniający w siebie Gallowie, pół-dzicy, ponurzy Bryci, Hiszpanie o gorejących źrenicach, sprężyści i szczupli Partowie, żółtoskórzy, mądrzy, o przebie-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/110
Ta strona została skorygowana.