rze, gwiaździarze, kuglarze. Jakkolwiek w trzech naraz teatrach odegrywano dnia tego śliczne pantominy i ucieszne atelany, czyli sceniczne farsy, jakkolwiek tysiące ludzi przypatrywały się na Marsowém polu wystawionym tam na widok publiczny osobliwym źwierzętom i wężom ogromnym, nosorożcom, tańczącym słoniom i t. d., na Septach podziwiały siłaczy, linoskoków, szybkobiegów, przeróżnych kuglarzy i skoczków; to jednak nie było w Rzymie ulicy żadnéj, którą-by nie ciągnęły gromady mężczyzn i kobiet, nasyconych jadłem, upojonych, a co najmniéj, rozweselonych trunkiem, z głowami ustrojonemi w zielone wieńce, z flecistkami na czele, z ulicznymi deklamatorami, mówcami i trefnisiami, którzy, wspinając się na wyniesione nad poziom miejsca, przykuwali do siebie uwagę gromad tych, albo budzili w nich śmiechy, do grzmotów podobne. Wszystko to grało, śpiewało, śmiało się i huczało w powietrzu upalném, duszném, wstrząsaném tylko od czasu do czasu dławiącemi powiewami wiatru, wiejącego z południa i wiodącego za sobą chmury i burzę. Szmaty chmur szarych, ciężkich, sunęły pod niebem, przysłaniając od chwili do chwilki słońce, lecz nie ochładzając żaru, którego piekące tchnienia roznosił, ze spieczonych pustyń lecący, Africus.
Forum Romanum gorzało. Roziskrzone niebo lało blaski swe na świątynie, pałace i kurye rynku tego, noszącego właściwie nazwę Forum Civilis, rynek obywatelski; w słonecznéj spiece, która go napełniała, olśniewająco płonęły niezliczone i nieocenione przedmioty bogactwa, z których tam, na kunsztownie zbudowanych rusztowaniach, uczyniono wystawę publiczną. Był to wystawiony na widok publiczny skarbiec państwowy: zbiór łupów, zdobytych przez wojny zwycięzkie, i kosztowności, zgromadzonych przez chciwość, marnotrawstwo, lub artystyczne zamiłowanie poprzednich Cezarów. W górze, nad rusztowaniami temi, tak jak i dokoła Forum, u ścian, wrót i portyków, sztandary wojenne wysoko wznosiły w powietrze zdobiące je orły, gwiazdy, sploty wężów i grozić zdające się olbrzymie ręce. W dole, pstry, na wiele odzielnych gromad rozbity tłum, z podniesionemi głowami rozglądał się w tém nagromadzeniu bogactw, które poiło go uczuciem bezbrzeżnéj dumy. Setki rozognionych oczu przesuwały się z kolei po stołach, okrytych naczyniami złotemi i usianemi obfitą rosą drogich kamieni; po łożach, urabianych w kształty lwów, łabędzi lub pawi, a wysadzanych kością słoniową, szyldkretem, srebrem i dyamentami; po szachownicy, utworzonéj z dwóch dyamentowych tablic, a któréj pionki zawierały w sobie pudy kunsztownie rzeźbionego złota; po ulanych ze srebra i złota posągach bogów, Cezarów i sławnych wodzów; po kilkudziesięciu koronach, uplecionych z pereł; po wielkiéj grocie, niby obfitą rosą, osypanéj perłami; po wzgórzu nadewszystko, będącém istotném wzgórzem, ze złota ulaném, a na którego spadzistościach wiły się gałęzie winne, wyrastały jabłonie, pokryte liściem i owocem, biedz zdawały się, jakby żywe myśliwskie orszaki, złożone z lwów, jeleni i ścigających je psów.
Te i inne tym podobne osobliwości i drogocenności, od czasów Pom-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/129
Ta strona została skorygowana.