się mogło, że olbrzymia postać jego, w sznurowanych sandałach, metalowym pancerzu i z krótkim mieczem u boku, stała na głowach ludzkich. Potężną pięść nad głowy te wyciągając, krzyknął:
— Obywatel rzekł prawdę. Przez psie mordy wasze szczeka dusza niewdzięczna. Łajecie i oskarżać chcecie uczciwego żołnierza, gdy wyjmie on z waszego garnka garść gotowanego bobu, albo, przechodząc, przyciśnie wam koniec delikatnego paluszka! Czyż żaden geniusz, opiekujący się rozumami ludzkiemi, nie powiedział wam nigdy, że gdyby nie ten uczciwy żołnierz, nie posiadalibyście tego, co posiadacie?
W tłumie ozwały się śmiechy i wołania:
— Niech mię Jowisz bóztwom podziemnym odda, jeżeli wiem, co posiadam!
— Nie posiadam nawet jednego srebrnego naczynia!
— Co ja posiadam, setniku? co ja posiadam?
— Pokaż mi własność moję, setniku, a synowski pocałunek złożę na twojéj pięści!
— Całuj, ślepe szczenię! — odkrzyknął Pedanus. — Alboż te góry złota, pereł i dyamentów, na które patrzycie tutaj, nie są własnością waszą? Do Rzymu należą one, a wy jesteście obywatelami Rzymu, ergo, waszém to wszystko jest!
— Dobrze! — zaśmiał się ktoś — gdy głodnym będę, wykąszę szmaragd z tego oto stołu i najem się nim do syta, a gdy moja Klelia o nową suknią dokuczać mi będzie, ubiorę ją w tę perłową grotę...
— Nikczemna duszo! — zawołał inny setnik, na niższym złomie marmuru u boku Pedanusa stojący — czy nie możesz najeść się i przyodziać dumą Rzymianina, któremu wszystkie narody świata dań tę złożyły?
— Prawdę rzekł! Pudens rzekł prawdę! Wszystkie narody świata nam dań tę złożyły. Jest ona własnością naszą! — zawołało mnóztwo głosów.
— I naszą nieśmiertelną chwałą!
— I słodyczą oczu waszych, które w dnie święte widokiem bogactw tych poić się mogą do syta!...
— Powiedziałeś, Pedanusie! powiedziałeś, Pudensie! Zdrowia i wiecznego życia Cezarowi, który nam na nie patrzéć pozwala!
Pedanus parsknął śmiechem, od którego, zdawało się, że drgnęło potężne rusztowanie.
— Czemuż, trzodo barania, i nam także zdrowia i wiecznego życia nie życzysz! Naszym-że to potem i naszą krwią chluby te i pociechy wasze kupione. Któż je zdobył, jeżeli nie nasze męztwo? Kto azyatyckich barbarzyńców do stóp waszych rzucił, jeżeli nie nasze pięści i miecze?
Pełne zapału krzyki rozległy się w gromadzie. Wszystkie głowy przytwierdzająco kiwały, wszystkie oczy, rozgniewane przed chwilą, z poszanowaniem i miłością zwracały się ku potężnym postaciom setników. Sylwiusz
Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/134
Ta strona została skorygowana.