ale z przedstawionego przezeń obrazu judejskiego rycerza, którym setnik rzymski, za udo go trzymając, niby skryb trzcinką w powietrzu kręcił...
— Zuchwalstwo ich granic nie znało — równie grubym, jak u Pedanusa, głosem zawołał niżéj nieco stojący Pudens. — Niechaj Pedanus potwierdzi prawdę tego, co wam opowiem. Staliśmy naprzeciw ich wojska, czekając hasła do boju. Poruszyć się nie można... Niechaj Pedanus potwierdzi, jaka to męka nie módz poruszyć się bez rozkazu i bezczynnie słuchać zuchwałych wyzywań ich i żartów... Wyzywali i żartowali... żartowali z nas, że tak już długo oblegamy ich miasto i nic dokazać nie możemy... Wtém jeden z nich, ten, którego widzieliśmy zawsze u boku dowódzcy ich, Jana z Giszali, wypada na przód. Wysoki, chudy, czarny, z trzęsącéj się gęby ciska na wojska nasze grad obelżywych wyrazów i wyzywa... wyzywa: „Niech który z rycerzy waszych stoczy ze mną pojedyńczą walkę... Pójdź, pójdź, Rzymianinie! uderz się piersią w pierś z Judejczykiem... niech ramionami memi choćby jednego z was do serca przycisnę!“ Niech Pedanus potwierdzi, że tak wyzywał. Słucham, wściekam się, ale stoję, jak wryty. Karność! nikomu bez rozkazu poruszyć się nie wolno! Mniéj wytrwałym i karnym był Priscus, młodziutki syn siostry mojéj, Serwilii... Rok jeszcze nie upłynął, odkąd włożono na niego togę dojrzałości... wnet potém został żołnierzem... dziecko! Niech Pedanus potwierdzi! Wypadł z szeregów... nie wytrzymał... zerwał się... na Judejczyka leci... spotkali się, starli, walczyli krótko... Priscus mój padł skrwawiony, przeszyty na wylot mieczem Judejczyka... Niech Pedanus potwierdzi, jak białym i pięknym, jak odważnym i dobrym był syn mojéj Serwilii... dziecko! Jam nie żonaty... Służąc Rzymowi, nie miałem czasu usłać sobie gniazda... Priscusa chciałem za syna sobie przybrać... Siostrę miałem jednę... tę... Serwilią... uczciwą i słodką kobietę, która, gdym w Rzymie przebywał, karmiła mię doskonałym bobem, naprawiała mi odzież i wraz ze mną wspominała rodziców naszych... Z żalu po synie, prędko poszła w krainę cieniów!... Niech Pedanus potwierdzi...
Pedanus nie potwierdzał. Pięścią olbrzyma ocierał on łzami zwilgocone oczy. Głos Pudensa, który stawał się coraz żałośniejszym, i grube rysy jego, wykrzywiające się do płaczu, rozrzewniły wrażliwą gromadę słuchaczy.
— Gdybym była na miejscu Serwilii — cisnąc do piersi wyrostka ze skrwawioném uchem i ukazując białe zęby, krzyknęła Balbia — dopóty pomiędzy Judejczykami szukała-bym owego, dopókibym go nie znalazła, oczu mu nie wykłuła, języka nie urżnęła i pazurami serca nie wydrapała!...
— A gdybyś, Balbio, matką była Judejczyka tego, którego Pedanus, kręcąc za udo w powietrzu, niósł Tytusowi, co-byś uczyniła? — donośnym głosem zapytał człowiek w płaszczu z kapiszonem.
Nikt go nie słuchał. Gromada, słuchająca opowiadań setników, wrzała.
— Jakto! — najgłośniéj krzyczał haftarz Sylwiusz — i żaden z was
Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/137
Ta strona została skorygowana.