stolicą, kapitolińska świątynia Jowisza piorunującego, stała w krwistéj niby pożodze. Półokrągłe szczyty bram i łuków gorzały także. Wzamian, pałace Palatynu i Kwirynału mgliły się, jak uciekające w dal mary, płowém i mętném światłem oblane. Nad Marsowém Polem tumany kurzu i porwanéj z wodotrysków wody wicher skręcał w złotawe słupy, które z szumem przelatywały przez rzekę i, niby strachem gnane potwory, sunęły nad szerokiemi drogami. Ciemne ogrody szumiały jak lasy; pod żółtemi falami Tybru, obrębionemi białawą pianą, słychać było głuche warczenie wzdymających się wód. Deszcz przecież nie padał jeszcze; grzmotów, ani błyskawic nie było. Owszem; wichry same ucichały czasem, opadały niesione przez nie słupy kurzawy, ogrody przestawały kołysać się i szumiéć, a w uciszonéj przestrzeni Tybr tylko warczał i pod niebem chmury sunęły wciąż ku sobie, zwolna, ciężko, jasność dzienną coraz szybciéj zmieniając w mrok, oświetlony przykremi blaskami.
Nad brzegiem Tybru zgromadzone tłumy, wpół tylko trzeźwe, upajały się do reszty grozą nadprzyrodzoności, którą w rozpalone ich głowy leli obficie gminni wieszczbiarze i gwieździarze. W ciężkie i poważne, acz nieraz podarte i brudne, płaszcze owinięci, uroczystym krokiem od gromady do gromady przechodzący, wskazywali oni ludowi to, czego-by może nie ujrzały własne jego oczy. Słynni z odgadywania znaczeń i wróżb, zawartych w zjawiskach przyrody, w poufnym stosunku zostający z gwiazdami i całym obszarem nieba, przenikać umiejący gniew i łaskę bogów, nietylko wskazywali oni rzeźby te i malowidła, jakiemi chmury okrywały niebo, ale i tłómaczyli je także. Jedni z nich mieli oczy przebiegłe i chytre; snadź w dokonywaniu czynności swéj widzieli własne cele i korzyści. Na twarzach innych rozlewał się wyraz mistycznéj extazy; wierzyli sami w to, co mówili. Mówili na punktach różnych; wszędzie pożerano ich słowa. Wskazywali i tłómaczyli, podnosili twarze wysoko i wyciągali ku niebu wskazujące palce.
— Patrzcie, Kwiryci! gdy na niebie ukaże się taka struga krwi, jak ta, która tam za ogród Cezara ścieka, bogowie tworzą straszne dla ludzi zamiary...
— Eheu! wołał drugi; — widzicie te dwa ogniste, skrzyżowane miecze? Znak to niemylny, że Apollo, za znieważenie święta swego, wzywa Jowisza, aby gromy swe spuścił na was...
— Eskulapie! Eskulapie! — wołał gdzieindziéj glos, nabrzmiały trwogą; — spuść znowu na oczy moje łuski te, które zdjąłeś z nich niegdyś! Niech znowu oślepną raczéj, niż patrzéć mam na te czarne tarcze, z których środka sączy się krew... Gdy tarcze te uderzą o siebie i jedna drugą zetrze, biada Rzymowi! Czy widzicie tarcze te, Kwiryci? czy je widzicie?
Wszystko widzieli: strugę krwi, ogniste miecze skrzyżowane, tarcze żelazne, sączące z siebie krew. Wszystko to widzieli i daleko więcéj jeszcze, bo istotnie, z fantazyą niedoścignioną, przyroda malowała i rzeźbiła dziś nie-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/171
Ta strona została skorygowana.