Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/40

Ta strona została skorygowana.
III.

Jakkolwiek Helwidyusz Priscus był dostojnikiem wysokim, a Fania pochodziła z senatorskiego możnego rodu, dom ich nie należał do najbogatszych i najwspanialszych w Rzymie. W przeszłości ich rodów, jako téż we własnéj ich od przodków nieodrodności, spoczywały przyczyny tego, że ściany nie ociekały tu złotem, czary i misy nie świeciły dyamentami, sprzętów nie okrywały, równie jak złoto i dyamenty drogie, tkaniny z jedwabiu. Nie było tu téż tłumu niewolników najrozliczniejszych plemion i stopni, ani nieustannego gwaru uczt, oblewanych strumieniami wina, rozweselanych brzękiem rzucanych kości, huczną muzyką, lubieżnemi tańcami Hiszpanek i Egipcyanek, przedstawieniami dowcipnych albo bezwstydnych pantomin. Uciech tych bez hamulca i zbytków bez miary, które napełniały pałace ludzi, z panującym porządkiem publicznych spraw pogodzonych i z niego właśnie ciągnących ogromne, najrozmaitsze korzyści, w domu pretora i żony jego nie było. Niemniéj, w miejscu tém i w téj epoce, mierne nawet bogactwa bywały wielkiemi, a perystyl, zdobiący tylną część domu Helwidyusza i Fanii, z mnóztwem kolumn swych, z żółtego, numidyjskiego marmuru, z za których przeglądała zieleń ogrodu, z ujętym w wyrzeźbione ramy dachu szafirowym stropem nieba, z mocnemi woniami roślin, kwitnących w śnieżnych wazonach, miejscem był wykwintném, świeżém i wesołém. Było to miejsce, w którém, w porach od zajęć wolnych, najchętniéj zgromadzała się rodzina, i w którém przyjmowano najpoufalszych i najmilszych gości. Pośrodku, na układanych z różnobarwnych marmurów arabeskach i szlakach posadzki, wesoło igrały, w miliony iskier i kółek rozsypujące się, promienie słońca; w cieniu, rzucanym przez nagłówki kolumn i rozłożyste krzewy róż i krokusów, na bronzowych, w kość słoniową zdobnych, stołkach i krzesłach, zasiadało szczupłe grono ludzi. Dokoła stołu, wspar-