Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

— Usta i serca synów naszych — krzyknął już prawie Symeon — z pokolenia w pokolenie powtarzać je będą; ale zaprawdę, Goryaszu, miękka nauka Hillela ciebie i podobnych tobie prowadzi wprost ku... odstępstwu!
Goryasz zarumienił się z razu gwałtownie i drżącemi ustami szepnął:
— Odstępstwo!... ja, ja... ku odstępstwu!...
Lecz wkrótce, wierny zasadom swoim, powściągnął gniew, uśmiechnął się pobłażliwie i, biorąc rękę rozgniewanego przyjaciela, a twarz do pałającéj jego twarzy przybliżając, szepnął:
— Symeonie! ojcem synagogi naszéj mianował cię lud... a Hillel mawiał: „Ten, kto pozwala gniewowi, aby go unosił, nie może nauczać ludu.“
Symeon ponuro nad pałającemi oczyma ściągnął krzaczyste brwi i, usiadłszy, zatopił dłonie w gęstwinie kruczych, krętych, siwiejących włosów. W téjże chwili, Sara, która przyzwyczajoną była do sporu i utarczek dwóch przyjaciół, i nigdy w nich żadnego nie brała udziału, donośnym i wesołym głosem wezwała rodzinę swą na wieczerzę. Pośrodku izby stał długi stół, z gładko wyheblowaną deską z cyprysowego drzewa, obficie zastawiany misami i dzbanami, w których znajdowały się ciasta, harbuzy gotowane z mlekiem, ryby, silnie zaprawne cebulą, pierniki z maku i miodu smażone, lekkie i tanie gatunki win. Zastawa ta objawiała także panujący w domu dostatek, z gospodarską skrzętnością złączony. Po chwili, kilkanaście osób, przy wesołém świetle lamp i z gwarem przyjacielskich rozmów, stół ten obsiadło. Lecz zaledwie, po odmówionéj przez Symeona modlitwie, ręce biesiadników wyciągnęły się ku misom i dzbanom, drzwi, wiodące na ulicę, otworzyły się cicho, i do izby weszła Mirtala. Wchodzącą powitał głośny okrzyk trojga dziewcząt, uprzejmy uśmiech Goryasza, ciekawy, choć nieśmiały, wzrok dwóch młodzieńców, i pieszczotliwe cmoknięcie pulchnych ust Sary. Ale ona, roztargniona i milcząca, nie patrząc na nikogo, szybko przeszła dużą izbę, stanęła przed Sarą i, obie dłonie na ramionach jéj opierając, schylona, długo jéj coś na ucho szeptała. Sara, słuchając, szeroko otwierała swoje małe oczy, wydawała urywane okrzyki, bladła i rumieniła się naprzemian; aż gdy dziewczyna szeptać jéj do ucha przestała i wyprostowała się, klasnęła w pulchne dłonie, zerwała się ze stołka i, wyciągając ręce do obecnych, krzyknęła:
— Słyszycie! słyszycie! co ta dziewczyna mi powiedziała! Ach! co ona mi powiedziała! Jonatan przyszedł! Jonatan znajduje się w domu ojca swego, Menochima! Jonatan, który poszedł był tam... razem... z moim Enochem...
Enoch, był to ten syn jéj pierworodny, który na polu bitwy zginął... tam! Usłyszawszy o powrocie Jonatana, kobieta tylko o synu swym pierworodnym wspomniała, i z twarzą w dłoniach, rozpłakała się rzewnie. Ale wieść, przez nią ogłoszona, na wszystkich obecnych silne i różnorodne wywara wrażenie. Symeon powstał szybko i wymówił z cicha:
— Jonatan... towarzysz Enocha mego!