I w ponurém oku jego błysnęła łza, niby krótka, męzka odpowiedź na długi, niewieści płacz Sary. W zamian, błękitne, łagodne oczy Goryasza zapaliły się iskrami.
— Jonatan! słodkie pacholę, którego w lwa zamieniła miłość ojczystéj ziemi!
Dwaj młodzieńcy powstali i z pałającemi twarzami przybliżyli się do Mirtali; poskoczyły téż z siedzeń swych dziewczęta i, pobrzękując dzwonkami, zdobiącemi ich sandały, otoczyły rówieśnicę wieńcem ramion i zarzuciły ją gradem szczebiotliwych pytań. Sara, płacząc jeszcze, bezładne téż pytania zadawała Mirtali. Młodzi chłopcy wołali:
— Pragniemy zobaczyć go! chcemy go słyszéć!
Goryasz, pomimo dojrzałego wieku swego, żywy, i którego łagodność naiwnym niekiedy czyniła, mieszał téż głos swój ze szczebiotem niewieścim i młodzieńczym. Gwar nietylko nie ustawał, ale zwiększał się, gdy niecierpliwy Symeon surowym i nakazującym głosem zawołał:
— Uciszcie się! Niewiasty, pozamykajcie gadatliwe usta! Pacholęta, ustąpcie na stronę! Języki wasze podobne są do młynów, a głowy do pustego pola, z którego wiatr ciekawości zmiata ziarna rozumu!...
Głosu ojca rodziny, tego srogiego głosu, który nie znał pieszczoty ani śmiechu, usłuchali wszyscy. Wśród ogólnego milczenia, Symeon zapytał Mirtali, z czém przybywała i czego żądała? W ogniu rumieńców cała, ze spuszczonemi oczyma, bo nigdy jeszcze nie ośmieliła się spójrzéć w twarz Symeona, Mirtala poselstwo swe opowiedziała. Symeon, po chwilowym namyśle, zwrócił się do żony:
— Saro, daj dzieweczce wszystko, co najsmakowitszego i najposilniejszego w domu swym posiadasz... Naléj do dzbana najlepszego wina, wyjm ze skrzyni pościel najmiększą... Niechaj posili się i spocznie obrońca Syonu... towarzysz Enocha.
Potém do Mirtali rzekł:
— Powiédz temu, który dziś nawiedził progi wasze, (niech błogosławieństwo Pana towarzyszy każdemu krokowi jego i każdéj chwili jego życia!) że pojutrze, wnet po zachodzie słońca, zwołane będzie do domu modlitwy Moade-El Święte Zgromadzenie najlepszych członków Kehili (gminy), któremu bojownik i wędrowiec boje i wędrówki swe opowiadać będzie. A teraz weź to, co w ręce twoje włoży Sara, i odejdź w pokoju!
Wkrótce Mirtala była już z powrotem w ojcowskim domu i, stawiając na stole misy i dzbany, któremi Sara nietylko ją, ale i jednę z córek swych obciążyła, usługiwała dwom mężczyznom, pogrążonym w milczącéj zadumie. Po piérwszych wybuchach powitania, po piérwszych krótkich i urywanych zwierzeniach, Jonatan umilkł. Znać w nim było znużenie wielkie, na długie rozmowy nie dozwalające, lecz nie przeszkadzające myślom męczyć daléj zmęczoną już głowę. Uważnie, uparcie przypatrywał się wszystkim kątom
Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/70
Ta strona została skorygowana.