Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

— Sen twój, Silasie, niespokojnym być musi, skoro w wieczornéj porze zaglądasz do cudzych domów — z łagodném szyderstwem rzekł Menochim.
Silas nie wchodził, i wciąż tylko przez drzwi uchylone głowę swą do izby wsuwał.
— Ty także czuwasz, ścierko Monobaza, a dziewczyna twoja pokazuje ci ze swym pasem sztuki kuglarskie. Gościa macie; widziałem go, idącego z domu Goryasza. Wydało mi się, że jest to przybysz ze stron dalekich i przyszedłem, aby go powitać.
Śmiertelna bladość okrywała twarz Menochima. W dłoni swéj kurczowo ściskał suknią Jonatana, który uczynił ruch porywczy, jakby powstać i ukazać się zamierzał. Lecz w téjże chwili, po małéj izbie rozległ się dźwięczny, srebrny, wesoły wybuch śmiechu. Mirtala, zwinnemi ramiony rozwijając wciąż i kołysząc w powietrzu miękką, haftami błyszczącą materyą, z głośnym, swobodnym śmiechem wołała:
— Przybysz z daleka! O, Silasie! nie poznałeś więc Judy, syna Goryasza, który przyszedł dziś, aby rozmową swoją rozweselić starego Menochima? Nie poznałeś więc Goryaszowego syna, którego włosy podobne są do piór kruczych? Idź do Edomity tego, który na Awentynie mieszka i chore oczy ludzkie leczy. Idź, Silasie, do Edomskiego lekarza, bo, gdy się spóźnisz, oślepniesz tak, że już i do swojéj ulubionéj oberży nie trafisz!...
W miarę jak mówiła, podniesiony głos jéj słabnąć zaczynał. Lecz Silas nie miał delikatnego słuchu i, wyrzekłszy grube zaklęcie jakieś, głowę swą usunął z drzwi, które ze stukiem zamknęły się za nim. Za drzwiami czekała na niego gromadka ludzi, wśród których połyskiwały w cieniu srebrne pierścienie i naramienniki Egipcyanki Chromii i odznaczała się barczysta i wysoka postać Babasa.
— Nie wiem, nie widziałem; dyabelska ta dziewczyna zasłoniła go przede mną — do towarzyszy swych szepnął Silas.
— Dlaczego-żeś nie wszedł, ośle syryjski? — krzyknęła Chromia.
— Dziękuję! Jeżeli nie omyliły mię oczy moje, krzywy nóż tego siepacza odesłać-by mię mógł bóztwom podziemnym...
— Dziewczyna może mówiła prawdę — ozwał się Babas, który podsłuchywał był za plecami Silasa. — Widziałeś może Goryaszowego syna...
— Dał-bym sobie rękę uciąć, że był to ten, za którego wydanie władzom rzymskim mielibyśmy za co upijać się codziennie przez cały miesiąc. Niedarmo, patrząc na przeklętego poborcę i dom jego, oczu pożyczam od Argusa...
— Wytrzeszczaj-że drugim razem lepiéj swoje psie ślepie! — gniewnie sarknęła Chromia — bo jeśli mi jakimkolwiek sposobem dziewczyny téj nie sprzątniesz, zamienię cię na Babasa, który oddawna już wzdycha do mnie... Głupia ze mnie dziewka, że tak długo zgadzam się łaskami memi obdarzać takiego, jak ty, niedołęgę!...