Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

swych jeszcze włosów; — idź już do siebie Aloizo! jużeś mi niepotrzebna...
Sługa zarumieniła się żywo. Przyszło jej zapewne na myśl, że była zbyt śmiałą i powiedziała zawiele. Z nieśmiałością więc zbliżyła się do swej pani i patrząc w jej twarz błagającemi oczami, wymówiła: — Dobranoc pani!
Ale Ewa nie gniewała się wcale; była tylko tak zatopiona w swych myślach, że z roztargnieniem lubo zawsze łagodnie odpowiedziała:
— Dobranoc ci moja kochana! idź już do siebie!
Po odejściu garderobianej, młoda kobieta długo stała nieruchoma, łokcie oparłszy na wykwintnej gotowalni a twarz ukrywszy w dłoniach. Kiedy podniosła głowę, na twarzy jej nie było już ani łez ani bladości, a tylko tkwił na niej wyraz głuchego uporu, jakiegoś nieugiętego obstawania przy swojem, naśladujący spokój, ale w istocie wcale doń niepodobny. — On mię nie kocha, nie kochał nigdy — rzekła zcicha do siebie, i drobna ręka jej w pięść złożona, uderzyła parę razy w dłoń drugiej. Tak samo czynią dzieci, gdy usiłują wmówić w innych i w siebie to w co same nie wierzą. — Gdyby mię kochał — mówiła dalej, — byłżeby tak obojętnym? Mógłżeby przez wieczór cały wytrwać w tak niezmąconej spokojności, rozmawiać z takim dumnym chłodem, tak szydersko odzywać się o kobietach