Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ I.
Ewa salonów.
Przed dwudziestu około laty, pewnego dnia zimowego, w najobszerniejszym i najozdobniejszym hotelu gubernjalnego miasta N., panował ruch niezwykły. Na dziedzińcu w pobliżu wrot stajennych, śród grubej warstwy śniegu, stały wygodne, rozłożyste sanie, z których nie zdjęto jeszcze okrywającego je kosztownego kobierca. Czwórka pocztowych koni snać tylko co od sani tych odłożona, okryta pianą zmęczenia, pośpieszną zdradzającego jazdę, pobrzękiwała dzwonkami niecierpliwie, wyrywając się z rąk trzymającego ją za uzdy pocztyljona, na widok stajni. Z pańska ubrany i wyglądający kamerdyner zdejmował z sań tłómoki, których spora liczba i wykwintna zewnętrzna postać