Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

wego użyć zamierzał! Gdyby wtedy przed nim zapaliła się świątynia, on nie ugaszałby pożaru; ale ze ścian gorejących wydzierałby na wpół spopielały materjał, aby go użyć do swej roboty! On przestał wierzyć w świątynie i bóztwa! Będęż czynił jak on? Będęż człowiekiem, mocnym odbudować to, co w gruzy opadło?
Pochylił czoło na dłoń, i zamyślił się głęboko. Była to zaduma przykra, ciężka jak owe chwile ciszy, które śród burzy zawisają nad światem pomiędzy gromami, które ucichły, a temi co wnet wybuchnąć mają.
— A jakim był koniec człowieka tego z komedji? — głośno prawie i powstając zapytał Anatol. Budował on, budował, a gdy zbudował, stanął nad robotą swoją zmęczony, i odwrócił od niej oczy, bo go nie cieszyła! Będęż jak on stał kiedyś smutny na szczycie odbudowanego gmachu?
Przechadzał się po pokoju zwolna już i jakby z namysłem; w oczach jego przebiegały ostre błyskawice myśli, z trudem ciężkim mozolącej się nad rozwiązaniem jakiegoś zagadnienia, które dla niego musiało być zagadnieniem życia.
— Fortuna jest kobietą! — wymówił, — godłem jej niestałość! mężczyzna zakląć jej nie może, aby przy nim pozostała — powinien ją jak kobietę kupić. Kupić? a za jaką cenę?.... Praca jest mennicą, której wola kuje złotą monetę powodzeń....