W apartamencie tym okna szczelnie zasłonione były firankami, tak że w pokoju słabe zaledwie panowało półświatło. Anatol leżał na sofie w kosztownem rannem ubraniu, z roztwartą książką w ręku, i głową opartą na dłoni.
Być może, iż dla tego tak szczelnie osłonił okna, aby wchodzący ludzie jak najmniej śród cieniu dostrzedz mogli niezmierną bladość jego twarzy, ciemne obręcze które objęły jego oczy, usta spieczone gorączką i całą postać jego, jakby z długiej powstającą choroby. — Herbaty! rzekł do kamerdynera, gdy ten pojawił się w progu. Potem, ciągnął, pójdziesz na miasto i poprosisz tu do mnie pana Erazma Suszyca. Niech tylko nie pierwej przychodzi jak o godzinie siódmej wieczorem. Przez cały dzień staraj się, aby tu nie wszedł nikt, stanowczo nikt.