si, bo nie widzi coby miał lepszego do uczynienia... uf! w takim razie jestto obraz takiej rodziny, o jakiej nie śniło się nigdy żadnej parze narzeczonych! W takim razie ubogi wieśniak otoczony gronem dzieci, z których każde gdy dorośnie stanie się dzielnym parobkiem lub hożą gospodynią, stokroć szczęśliwszym jest ojcem, ponieważ rodzina nie obarcza go, lecz wkłada nań tylko obowiązki, po których spełnieniu zostanie spokojnym i zadowolonym. I biedna wyrobnica tulącą do łona kilkoro drobnych istot, których nie ma czem nakarmić, szczęśliwszą jest matką, bo miłość jaka ją z niemi wiąże, osładza jej troskę i umniejsza ciężaru. Rodzina, która zobowiązuje — błogosławieństwem jest; czem jest taka, która obarcza? Jak wszelkie brzemię — kulą u nogi, garbem na plecach. Ojciec rodziny powinien czuć się obowiązanym; jeżeli czuje się obarczonym, biada mu! Obowiązek przypuszcza miłość; rozumnie i zacnie pojęty, wypływa z niej, i mieści ją w sobie nieodzownie. Brzemię — to mus i niewolnictwo; a mus i niewolnictwo, to te moce złowrogie, które ciągną duszę ludzką ku bezsilnym buntom i niezaradnym upadkom.
Owoż o Erazmie Suszycu mawiano: „to człowiek obarczony rodziną“. Czyliżby okoliczność wyrażona tym sposobem, mieściła w sobie to „coś“, co człowiekowi temu pętało stopy, rozum i sumienie?
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.