człowiek ten wyglądał niewyraźnie jakoś i wielce podejrzanie.
Dowiedzioną już jest i niejednokrotnie z powodzeniem przedstawioną rzeczą, że wnętrza mieszkań wiele mówią o ludziach, którym służą za schronienie i codzienne siedlisko. Ale „w domu nad kałużą“, same już okna posiadały charakterystyczne cechy, z których nie jedną wieść można było wyczytać o tej rodzinie, która posługiwała się niemi aby na świat patrzyć, i wzajemnie światu się pokazywać. Okien tych było pięć, a z tych trzy pierwsze zupełnie a zupełnie były niepodobne do dwóch ostatnich; nie dla tego aby różniły się one pomiędzy sobą rozmiarem, który był jednostajny, ale dla tego, że przybranie ich i sposób w jaki były utrzymane, odznaczały dwie niejako odrębne i ściśle rozgraniczone sfery domowe.
I tak, za szybami trzech pierwszych okien wisiały firanki, które koniecznie uderzyć musiały oczy każdego przechodzącego ulicą; jedna połowa tych firanek była pąsowa jak krew, druga biała jak krochmal. Połowy pąsowe, sporządzone z grubej taniej materji bawełnianej, przypominały mimo woli pochwy piernatów i materaców; białe, składające się z siatki nicianej, gęsto i pracowicie naszytej w różne kwiaty i floresy, przywodziły na myśl jakieś wielkie krośna, i jakąś pochyloną nad niemi, niesłychanie znudzoną postać niewieścią, — a jedne
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.