kiem; nagie było ono, zimne, martwe, niczem nieprzystrojone, lecz też i niczem nie oszpecone. Niekiedy widniał przez szyby, stojący snać na stoliku oparty o nie flet.
Gdy więc sama już zewnętrzna strona „domu nad kałużą“ mogła dawać pewne wyobrażenie o jego mieszkańcach, mieszkańcy ci nie zdawali się wcale należeć do rzędu ludzi mocno rozmiłowanych w ścianach domowych, i większa ich część tak często wybiegała po za te ściany, iż możnaby sądzić, że gdyby tylko okoliczności na to pozwalały, z największą przyjemnością opuściłaby je zupełnie.
Tych wychodzących nieustannie i wracających do domu osób, istniało pięć: trzy młode panny i dwóch młodych mężczyzn. Panny jeżeli nie wychodziły na ulicę, to siadywały przy oknach tak blizko szyb, że wychodziło to najedno prawie jakby znajdowały się na ulicy. Spoglądający z zewnątrz spostrzegacz, z łatwością mógłby dojrzeć, że jedna z tych zajmujących istot siedząca przy pierwszem oknie, najczęściej czytała, druga przy drugiem oknie wystrzygała coś z papieru, trzecia przy trzeciem oknie, obrębiała jakieś falbanki, albo haftowała jakieś kołnierzyki. Zatrudnienia te wymownie świadczyły o wielkiej pracowitości trzech sióstr, a zarazem pozwalały odgadnąć wybitne różnice zachodzące w ich upodobaniach, i tę odrośl
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.