Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

swej i fizjonomji przypominał kilka wad bardzo brzydkich: jak chciwość, skrytość, obłudę, i jakieś niby tajone, a w tajemnicy bardzo fermentujące namiętności. W małych bezbarwnych źrenicach pierwszego młodzieńca, malował się niepospolity spryt i przebiegłość, a w dużych błękitnych oczach drugiego, widać było jak na dłoni pustotę i dziecinną niemal próżność człowieka, który nie myśli ani o sobie ani o innych, ani o ziemi, ani o niebie, ani o wczoraj, ani o jutrze; a biegnie sobie przez świat, nakształt piłki rzuconej nie wiedzieć przez kogo na rozłog szeroki, przeskakującej wesoło pagórki i doliny, a toczącej się tam, gdzie najwięcej kwiatów rośnie, gdzie najcieplej słońce przygrzewa, gdzie strumień płynie mlekiem i miodem, i pieczone gołąbki gotowe a smaczne do ust wpadają.
Owóż trzy panny dźwigające na swych głowach co ranek wystawione a co wieczór rujnujące się arcydzieła architektoniczne — i dwaj młodzi panowie, z których jeden wyglądał na chytrego obłudnika w zarodku, a drugi na miłego trzpiota w pełnym rozwoju — wszystkie te osoby zamieszkujące dom nad kałużą, należały do rodziny Erazma Suszyca. I nie dziw że ludzie, mówiąc o nim, zwykli byli z litośnem skłonieniem głowy, dodawać: „to człowiek obarczony rodziną“! Albowiem w istocie architektoniczne arcydzieła wieńczące głowy trzech panien, i falbany przystrajające ich smukłe posta-