Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

cie, ciężkiem musiały być brzemieniem; ciężkim być musiał do dźwigania młodzieniec ze spuszczonemi wiecznie powiekami, jak każdy obłudnik lubiący żyć zapewne cudzym kosztem — i młodzieniec z ufryzowaną czupryną i w świeżych zawsze rękawiczkach, jak każdy trzpiot i dandys, karmiący się zapewne cudzą pracą.
Ale oprócz trzech córek i dwóch synów, Suszyc miał jeszcze żonę; jaką żonę? Dzieci jego miały matkę; jaką matkę? Losy jego miały wspólniczkę; jaką była ta wspólniczka? czy taką która pomaga czy taką która przeszkadza? czy była mu bodźcem który zachęca, czy cierniem który obezwładnia? światłem, które łagodnie płonie nad spracowaną głową czy ciemnością która wikła drogi i przysłania oczy? Byłaż mu ona siłą czy słabością, zdrowiem duszy jego, chorobą, złym czy dobrym przewodnikiem jego sumienia, aniołem stróżem jego czy szatanem kusicielem? Można było o tem sądzić przy bliższem dopiero zapoznaniu się z jej osobą.
I oto w chmurny, białawo-szary dzień jesienny, w godzinę lub nieco więcej po południu, żona Suszyca opuszcza kuchnię, i udaje się do sypialni o dwóch oknach wychodzących na ulicę, a zawierającej łóżko jej i łóżka trzech jej córek, oraz lusterko przed którem ubiera się zwykle i lusterka przed któremi ubierają się jej córki. Jestto pokój bar-