Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

dzo długi i bardzo wązki. Dwa okna o szybach starych lub pozaklejanych bibułą niedostatecznie go oświecają; panuje w nim zmrok, śród którego szybkiemi kroki przesuwa się mała, szczupła, zwinna postać żony Suszyca, i dąży do jednego z lusterek, umieszczonego na stole obok jednego z łóżek. Tu stoi przez chwilę nieruchoma, a skąpe światło wnikające przez okno, walczy ze zmrokiem na twarzy bladej i chudej, ostro zarysowanej, z profilu przypominającej ptaka, na wprost, kota. Ciemne smugi zmroku przesuwają się po kościstych policzkach kobiety, zarysowując na nich fantastyczne zmarszczki i załomy; bladawy promień światła wpada w jej źrenice, i przegląda się w nich jak w szybie lodu. Kobieta podnosi w górę ręce małe, chude z długiemi cienkiemi palcami, i zdejmuje z głowy czepiec przez co uwalnia brudno płowe, dość obfite włosy, które opadają na wązkie, kościste i lekko podniesione ramiona. Wtedy zaczyna się czesać. Czesze się starannie. Usta jej wąziutką zaledwie linijką rysujące się pośród bladej twarzy, milczą; za to oczy namyślają się głęboko — a gdy się tak namyślają, rzekłbyś iż w skrzepłej ich powierzchni zamiast smugi szarego dziennego światła, przegląda jakiś złoty, migocący pieniądz.
Powiadają ludzie i wielką to jest prawdą że oczy człwieka to źwierciadło jego duszy; w nich jak w źwierciadle przegląda się kraina tajemna człowie-