sza, ta której wyłącznem powołaniem jest literatura, ma minę bardzo poważną — tak poważną, że aż prawie nadętą; średnia wystrzyga z cienkiego papieru różne kółka i esiki, z uśmiechem na ustach tak figlarnym, że aż zakrawa na złośliwość; najmłodsza i najładniejsza, z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy obrąbia swoją falbankę, a tylko za każdym razem, gdy kroki przechodnia odzywają się na ulicy, pogląda przez podwójne szyby, i rumieni się tak, jak rumienią się wszystkie dziewczęta w jej wieku, gdy spodziewają się ujrzeć kogoś upragnionego. W przestankach zajęć, trzy siostry rozmawiają. Najstarsza składa książkę na kolanach, podnosi wysoko głowę zdobną w złociste wały i długie tirbuszony, wzdycha głośno i mówi.
— Ach! ach! i cóżbym ja dała za to, aby być Adrjanną de Cardoville!
— I któżto był taki ta Adrjanna? — zapytuje panna nieprzestająca wystrzygać.
— Ma chère, zawstydzasz mię swoją ciemnotą, — odpowiada pierwsza stając się jeszcze poważniejszą; jak to można niewiedzieć o Adrjannie de Cardoville!
— Czyto jedna z naszych sąsiadek? — pyta znowu panna wystrzygająca, z figlarnym uśmiechem który zakrawa na złośliwość.
— Dajże mi pokój ze swemi dowcipami! mnie tak smutno!
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.