— I czegoż ci tak smutno? czy tego że obywatel twój nie ukazał się już u nas od dwóch tygodni?
— I czemże on jest w porównaniu z księciem Dżalmą! — wypowiada w zamyśleniu najstarsza — i tęskne spojrzenie dość pięknych oczu posyłając za szyby, topi je w czarnych nurtach rozlewającego się pod oknami Styksu.
— A któżto taki ten książe Dżalma? — raz jeszcze zapytuje wystrzygająca.
— Lepiejbyś zrobiła — z chmurną powagą odpowiada czytająca — gdybyś mnie się o nic nie pytała. Wstydzę się doprawdy za ciebie.
— Nadaremnie się wstydzisz; wiedzieć wszystko jest twoją rzeczą, bo przecież nie darmo ojciec przezwał cię „rozumną“.
— O, ten ojciec! on tylko przezywać umie, nic więcej!
— Tym razem jednak jestem pewna, że przyznajesz ojcu wielką trafność w dawaniu przezwisk...
— To pewne, że ciebie bardzo nietrafnie przezwał „dowcipną“.
— Cóż, alboż nią nie jestem?
— Chcesz nią być, ale nie jesteś.
— Patrz! to zupełnie tak jak ty rozumną! Chcesz nią być, ale nie jesteś.
W tej chwili panna obrębiająca falbankę, zaśmiała się głośno i przeciągle.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.