Jakiś ironicznie złośliwy wyraz wybił się na twarzy lokaja.
— Alboż dotąd nie był takim? — zapytał.
— Zapewne! zapewne! ale teraz odziedziczył po ojcu dobra...
— A tak! dobra! — powtórzył lokaj, a z gardła jego wydobył się dźwięk podobny do stłumionego śmiechu.
Ale rządca nie zwracał uwagi na wyraz twarzy i intonację głosu tego z kim rozmawiał.
— Powiedz mi panie Ignacy, — wypytywał dalej — czy wracacie do stolicy?
— A naturalnie...
— Pan ober-sekretarz nie ma więc zamiaru zamieszkać w swoich dobrach...
— Nie, takiego zamiaru pan ober-sekretarz niema...
— Zapewne! zapewne! taką robiąc karjerę! taki młody a już jest ober-sekretarzem... Ale może kiedyś w przyszłości zamieszka w swoich dobrach...
— Może kiedyś w przyszłości zamieszka... powtórzył sługa zawsze z tym samym wyrazem ukrywanej ironji na twarzy.. Patrzył na otwierającą się w tej chwili bramę, i zdawał się mieć wielką ochotę zakończyć rozmowę. Ale rządca przytrzymywał go za pętlę u płaszcza.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.