jąc je od stołu. Jeden tylko ojciec tych głodnych i zniecierpliwionych dzieci był najzupełniej spokojnym, uśmiechał się wciąż i obojętne spojrzenia posyłał za okna, kędy oczy jego spotykały długi rząd przepaścistych czarnych dziur, znaczących ścianę pustej kamienicy. Koniec dopalonego papierosa obudził go z tej obojętnej zadumy; rzucił go w kąt pokoju, i zwracając się znowu do błyszczącego pancerza, zwolna wymówił:
— Najdroższa Honorato! piękną jesteś jak Kleopatra, daję ci na to słowo wielbiącego wdzięki twe małżonka. Uwierz mi i opuść źwierciadło, o którem nie sądzisz zapewne, aby obiad zastąpić mogło...
Głos Suszyca brzmiał dziwnie jakoś, na wpół drwiąco, na wpół głucho; nic jednak nie oznajmiało w nim najlżejszego choćby wzruszenia. Pani Honorata chrząknęła raz jeszcze, i odwróciła się od lustra jakby zdziwiona.
— Najdroższy mężu! — rzekła, — tak rzadko dostępujemy zaszczytu widzenia cię pomiędzy nami...
— Zdarza się to przecież codziennie w porach obiadu i śniadania — jednostajnym zawsze tonem przerwał Suszyc, zapuszczając w wazę sporą posrebrzaną łyżkę.
— Tak rzadko dostępujemy zaszczytu widzenia cię pomiędzy nami, — nie zważając na przerwę ciągnęła żona, że nigdy prawie nie mam sposobności...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.