Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

— Powinno to być dowodem, żeśmy bardzo szczęśliwi i weseli, — rzekła marszcząc brwi najstarsza z sióstr.
Matka rodziny podniosła głowę, i przeciągle chrząknęła.
— Szczęście to, i tę wesołość jakich używacie, — wymówiła tocząc w koło stołu lodowate swe spojrzenie, winni jesteście wszyscy nieoszacowanemu waszemu ojcu, który od pewnego czasu nie wypowiada trzech słów bez uprzyjemnienia ich miłym-jakim żartem...
— Tak jest, — przestając jeść potwierdził Suszyc — cieszę się najukochańsza Honorato, że przyjemne strony mego charakteru znajdują w umyśle twym należne im uznanie. Roztaczanie dokoła siebie niezmąconej wesołości, uważam za jeden z obowiązków ojca rodziny.
— Chciałabym wiedzieć, — odparła pani Honorata, której zimowe oczy zaświeciły złotawo, — czy wyżywienie swych dzieci i zapewnienie im losu, zaliczasz także do obowiązków ojca rodziny?
Suszyc zwrócił na żonę obojętne spojrzenie, i ze zwykłym uśmiechem odpowiedział.
— Chciej zauważyć, życie mojego życia, że nie skończyłem jeszcze obiadu. Potem nalewając wodę do szklanki, niedbałe pytanie rzucił synowi.
— I cóż tam słychać u was w biurze, Don Roderigo?