Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

ka tylko znajduje się pod słońcem, byleby rozmowa nasza trwała jak tylko być może najkrócej.
— Nie mam zwyczaju mówić wiele — błyskając złotawemi oczami i stalowemi guzikami, — odparła żona.
— Małomówność twoja znaną mi jest od lat dawnych, — przerwał mąż; pamiętam także iż były czasy, w których wolałbym, aby rozmowy twoje były obfitsze, otwartsze i więcej urozmaicone; ale dziś jestto rzeczą dla mnie najzupełniej obojętną.
— Nie mam w zwyczaju mówić wiele, — ciągnęła matka rodziny, najmniejszej uwagi nie zwracając na przerwę; sądzę jednak, iż nikt nie może poczytać mi za złe, jeśli powiem że najstarsza z córek naszych byłaby teraz w możności zrobienia świetnej partji jeśliby miała posag...
— A ponieważ mieć go nie może? — przerwał Suszyc tonem pytania.
— Jeśliby miała posag, — ciągnęła pani Suszycowa — jestem pewna, i wszyscy którzy zwracają uwagę na sprawy naszej rodziny są tego pewni, że najstarsza z córek naszych jeśliby miała posag, mogłaby teraz zostać żoną obywatela...
— A ponieważ go nie ma, — raz jeszcze przerwał mąż — radzę ci najukochańsza żono kwestję tę złożyć „ad acta“, i przejść do drugiego punktu toczącej się rozmowy.