— Tak, najdroższy mężu, — potwierdziła żona; są jednak pomniejsze jeszcze sprawy, o których pomówićbym z tobą chciała. I tak: właściciel sklepiku znajdującego się na rogu najbliższego zaułka...
— Wiem, wiem! — wymówił Suszyc.
— Właściciel domu, w którym mieszkamy...
— Wiem, wiem! powtórzył ojciec rodziny.
— Rzeźnik i piekarz, a także woziwoda...
Suszyc obie ręce zapuścił w kieszenie surduta.
— Mój ojcze, — ozwała się Dowcipna powstając, — bardzo mi przykro doprawdy, ale widzę się zmuszoną prosić cię o nowe buciki i kapelusz...
— Mój ojcze, — z kolei wymówiła Rozumna powstając także; mówiąc o mnie, mama zapomniała dodać, iż abonament mój w czytelni już ukończony, i nie będę miała wkrótce książek. Nie mogąc zaś czytać, nie będę miała o czem...
— Rozmawiać z obywatelem, dokończyła Dowcipna.
— Tak jest, — marszcząc brwi potwierdziła starsza siostra.
W tej chwili podniósł się także z krzesła młody człowiek ze spuszczonemi oczami.
— Mój ojcze, — rzekł cichym bezdźwięcznym głosem, — od kilku już dni nieprzestaję cię prosić, abyś mi dał pewną sumę pieniędzy...
— Mój mężu! — przerwała matka rodziny, — ośmielam się zanieść prośbę do ciebie o Ferdynanda.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.