Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

przyległego pokoju zamykając drzwi za sobą. Pokój ten był tym samym, za którego oknem ukazywał się niekiedy o szyby oparty flet, i tak jak to okno wyglądał nago, sztywnie i zimno.
Pod nagą, białą niegdyś, lecz od pyłu poczerniałą ścianą, stało tam obszerne biuro, zarzucone papierami, pośród których sterczał stary atramentową śniedzią pokryty kałamarz; u okna stał samotny obdarty fotel, naprzeciw umieszczoną była niewielka szafka grubej stolarskiej roboty z kilkudziesięciu mocno zapylonemi książkami. Para stołków chromiejących i twardych, uzupełniała więcej niż skromny, a przedewszystkiem sztywny i zaniedbany przystrój pokoju. Atmosfera pokoju tego przesiąkniętą była wilgocią, kurzawa okrywała podłogę z prostych desek skleconą, śmiecie leżało po kątach, i od czasu do czasu słychać było szelest gnieżdżących się w blizkości śmiecia szczurów. Byłto przybytek pracy ponury, chłodny, smutny; żadne snać kochające oczy nie zaglądały tam nigdy, żadna troskliwa ręka nie starała się przyozdobić go, ogrzać i umilić. Ale Suszyc nie zdawał się zwracać uwagi na urządzenie pokoju do którego wchodził, na chłód, zmrok i bolesną prawie nagość, które tam panowały. On snać oddawna zrósł się z tem wszystkiem, nawykł do posępnych żywiołów jakie roztaczają się do koła niekochanego człowieka. Nie miały one władzy strą-