Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

o ile paralityka rozwesela udzielone mu pozwolenie jeżdżenia konno.
— Widzę — z lekkim uśmiechem zauważył Dembieliński, — iż pan nie wyrzekłeś się zwyczaju żartowania, tak jak się wyrzekłeś obrażania się i wydawania wykrzykników.
— Daremniebym się go wyrzekł — z niezmąconą obojętnością odparł Suszyc, — albowiem całe życie człowieka jest niczem więcej jak żartem wyprawionym przez te nieznane potęgi, które wytworzyły ludzkość na to, aby mieć komu dawać szczutki w nosy i serca.
Tym razem spojrzenia dwóch rozmawiających ludzi spotkały się, i utonęły w sobie głęboko. Pierwszy wszakże Dembieliński spuścił pałające i niespokojne swe oczy przed obojętnym, a jednak dziwnie badawczym i uważnym wzrokiem gościa. Musisz pan wiedzieć — zaczął głosem cichym, — że ojciec mój umierając przed parą tygodniami, pozostawił dobra swe tak odłużone, iż obecnie wystawione one być mają na sprzedaż publiczną.
— Smutna ta wieść doszła w istocie do uszu moich — wyrzekł Suszyc.
— Jestto wypadek smutny w istocie, bardzo dla mnie smutny — z widoczną trudnością mówił dalej Dembieliński. Nie chciałbym jednak abyś pan mniemał, iż wyrzekam na ojca mego, który lubo zawinił w tym razie, pod wszystkiemi innemi