się w sobie, i musi wybuchnąć ogniem żądz, gniewu i boleści, jakie w nim wrą i kipią. Odwrócił szybko twarz, na którą wybiły się gorączkowe rumieńce; ale Suszyc dosłyszał ostatni wyraz wymówiony przezeń, a nie mający na pozór żadnej styczności z przedmiotem rozmowy — i dojrzał namiętny ogień, jakim przy wymawianiu tego wyrazu zapłonęły źrenice Anatola.
— Panie Dembieliński — wymówił zwolna, — pozwól pan zadać sobie jedno pytanie: czy projektowane małżeństwo pana z panią Ewą Dembielińską przyjdzie do skutku?
Anatol stanął nagle jak przykuty do miejsca. Przedchwilowe rumieńce zsunęły się z jego twarzy, a zastąpiła je wielka bladość.
— Nie — odparł przytłumionym głosem i drgającemi wargami, — małżeństwo to zostało zerwanem.
— A! — wyrzekł Suszyc, — Andromaki i Penelopy nie rodzą się już w naszym wieku.
Pomiędzy dwoma rozmawiającymi nastąpiła długa chwila milczenia. Dembieliński mierzył pokój powolnemi lecz szerokiemi krokami, snując w pochylonej głowie burzliwe zadumy; Suszyc niedbale przerzucał książkę.
— Panie Suszyc! — wymówił młody człowiek, zatrzymując się nagle przed swym gościem, — dałeś mi przed chwilą do zrozumienia, że mógłbyś uła-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.