Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

okna otwierające się na obszerną równinę, napełniały i ozdabiały liczne przedmioty obciążające biuro i stoły. Wprawdzie były to księgi, globusy, mappy, narzędzia geometryczne, wyborne sztychy przedstawiające wspaniałe lub poetyczne sceny historji i natury — ale wszystko to żyło tu, przemawiało, zdawało się opowiadać o właścicielu swoim, pracach jego, myślach, upodobaniach, i o tych wszystkich wielkich i pięknych rzeczach, w jakich tonął on cały niby w morzu coraz odnawiających się, a nieprzepartą mocą porywających go zachwytów. Tu i owdzie tylko leżąca pomiędzy stosami papierów warstewka niestartego pyłu, albo nieład zachodzący w układzie ksiąg i narzędzi napełniających stoły, świadczyły, że mało dbano tu o drobiazgowy wykwint, a nawet wcale o nim zapominano. Jedynym zbytkiem tego pokoju był wielki, kosztowny rozpostarty na posadzce kobierzec, i zawieszony nad łożem portret w szerokich złoconych ramach, przedstawiający mistrzowskim pendzlem malowaną twarz i postać podeszłej w wieku matrony. Byłto portret matki hrabiego, a hrabia rozstawał się z nim tak rzadko, jak z księgami swemi, biurem i zegarem, to jest wtedy tylko, gdy rozstać się z nim musiał koniecznie. Ktokolwiek długo i uważnie popatrzył na portret ten, nie mógł się dziwić czci serdecznej i uroczystej nieledwie pamięci, jakiemi hrabia otaczał malowane oblicze swej mat-