Widoczną było rzeczą, że Dembieliński nie był jeszcze ani wysokim dygnitarzem, ani zwierzchnikiem ludzi pracujących nad ważnemi rzeczami, ani mężem stanu zdobywającym zaufanie u monarchów i ludów. Nie osiągnął on jeszcze żadnego z tych wysokich stanowisk, ale osiągnąć wyraźnie pragnął i starał się; a przewidując że cel swych dążeń i pragnień prędzej lub później otrzyma, zawczasu już uczył się na pamięć roli, jaką obrał sobie na scenie społecznego życia — kształtując zewnętrzność swą, a zapewne i wewnętrzną istotę tak, aby najlepiej odpowiadać jej mogły. Wszystko na nim, począwszy od sposobu w jaki układały się włosy aż do węzła czarnego krawatu, łańcuszka od zegarka i rodzaju haftu przyozdabiającego koszulę, wykwintnem było i kosztownem; zbytnią przecież błyskotliwością nie uderzało, przystając wybornie do siebie i zlewając się w całość pełną powagi i surowości, z za których jakby od niechcenia, przebijał się dostatek do bogactwa posunięty.
Ale w powadze i surowości, jaką przyodział siebie ten człowiek, który nie przestał jeszcze być młodzieńcem, umiejętnie godząc je z wykwintem bogatego mieszkańca stolicy, niebyło ani pogody wewnętrznej głębokiego myśliciela, ani zadowolenia z własnych czynów szlachetnego pracownika; widniały z nich za to dwie cechy charakteru, dwa niejako żywioły władające duszą mieszkającą w tem
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.