tłem lampy leżała spra liczba nierozpieczętowanych listów.
— Panie hrabio! — ozwał się służący.
— A co mój Wincenty? — zapytał hrabia odwracając twarz z dobrotliwym uśmiechem.
— Jest tu ktoś, co pragnie widzieć się z panem hrabią.
Oczy Horskiego niespokojnie zamigotały; nie chciał może spotkać się w tej chwili z natrętami.
— Któż to taki? — zapytał.
— Pan Kazimierz Chmurski!
— A! Kazio! — zawołał hrabia, — i cała twarz jego rozjaśniła się wyrazem serdecznej radości. Proś go tu, mój Wincenty, proś zaraz. A czy dawno czeka na mnie?
— Od pół godziny.
— Proś go tu, proś.
Sługa oddalił się, a hrabia przerzucał tymczasem kilka leżących na biurze zapisanych arkuszy. Jakiś nakreślony na nich wyraz uderzył snać jego uwagę, i po chwili tak ją całkiem pochłonął, że pochylił głowę nad papierem, przebiegał oczami wiersze, i zdawał się tonąć coraz głębiej w tych nurtach myśli, które pociągały go i chłonęły, a mgła dziwnego jakiegoś roztargnienia czy zapatrzenia, przedzielała źrenice jego od otaczających go przedmiotów. To też nie słyszał jak otworzyły
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.