Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

się drzwi jego pracowni, i wszedł do niej młody, przystojny mężczyzna, z pięknemi jasnemi włosami, szlachetnem czołem i oczami, które patrzyły przed siebie szczerze, pogodnie a nawet wesoło. Młody ten człowiek zatrzymał się na środku pokoju, i przez chwilę patrzył na zatopionego w czytaniu hrabiego, z miękkiem uczuciem przywiązania, niemal tkliwości. Wkrótce jednak widząc, że długo tak stać może nie będąc spostrzeżonym, zbliżył się i wymówił:
— Panie hrabio!
Głos jego był świeży i mile wpadający w ucho; dźwięczała w nim młodość i łagodna energia. Horski podniósł głowę, i kilka sekund patrzył na przybyłego zamglonym wzrokiem. Po chwili jednak źrenice jego rozjaśniły się, serdeczny uśmiech zawisł mu na ustach. Otworzył ramiona, i rzekł powstając:
— Jak się masz, poczciwy mój chłopcze?
Młody człwiek z głębokim szacunkiem pochylił twarz, na której znać było, że napróżno schylać się nie mogła; i ująwszy rękę hrabiego chciał podnieść ją do ust. Ale hrabia szybko mu ją odebrał.
— Co robisz? co robisz? — zawołał chwytając oba końce rozwiązanego krawata, — mój Kaziu, jak też to można?