— Panie — rzekł młody człowiek z pewnem wzruszeniem w głosie, — dla czego nie pozwalasz mi ucałować tej zacnej i dobroczynnej dłoni, której winienem wszystko?....
— Ależ mój drogi — mówił hrabia, którego oczy niespokojne były i zmięszane, lecz czoło jaśniało głęboką, wewnętrzną radością, — ależ mój drogi! kto to mówi o takich rzeczach! poco to o takich rzeczach mówić? No, czy zdrów jesteś? jak ci się powodzi? — siadajże tu obok mnie, i mów mi o wszystkiem.
— O zdrowiu mojem nie potrzebuję mówić — odparł Kazimierz z wesołym uśmiechem, siadając na wskazanem miejscu, — jest ono takiem, jakiem być może i powinno w moim wieku i przy skromnych moich przyzwyczajeniach. Co zaś do powodzenia...
— No, no! — przerwał hrabia, uderzając po ramieniu młodego człowieka, na którego patrzył z widoczną przyjemnością, — słyszałem, że otrzymaliśmy awans.... wyższe miejsce, lepszą zapłatę, za naszą poczciwą, pilną pracę.
— Tak jest — odpowiedział Kazimierz skłaniając głowę, — przed kilkoma dniami otrzymałem w istocie wyższą posadę. Co do pracy, tę dzięki panu, umiem cenić wysoko, i staram się pełnić sumiennie. Jestto sposób, którym jak myślę, najlepiej okazać mogę panu moją wdzięczność...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.