leżały tam obok Rzeczypospolitej Platona i rozmów Sokratesa; komedje Plauta i Arystofanesa, dotykały grubych tomów Długosza; Lamennais spoczywał w pobliżu Rousseau i Voltaire’a. Snać wiedza hrabiego była o tyle wszechstronną, o ile szeroką, a on sam szukał prawdy w różnych kierunkach i obozach, dając posłuchanie najsprzeczniejszym, lecz zawsze wielkim i szlachetnym umysłom.
— Panie hrabio — rzekł Kazimierz z uśmiechem, — jeśli pan sam czcisz, i jak powiadasz, wyśpiewujesz ody wdzięczności tym, których za mistrzów swych uważasz, dlaczegóż wzbraniasz mi czynić to samo względem ciebie?
— Uparty jesteś, mój chłopcze — zawołał hrabia, chwytając najbliżej leżącą książkę, — jeśli wymówisz jeszcze jedno podobne słowo, natychmiast pójdę rozmawiać z Humboldtem — a wtedy!.... No, nie prędko mię odzyskasz!
Kazimierz snać musiał dobrze tę wyrobioną zapewne przyzwyczajeniami właściwość hrabiego, przez którą popadał on często w tak głębokie zamyślenia i roztargnienia, że trudno mu było obudzić się z nich, jak tonącemu wypłynąć na powierzchnię wody. Hrabia sam czuł widocznie tę skłonność swoją do uciekania duchem od najbliżej otaczających przedmiotów, bo patrząc na Kazimierza, który uśmiechał się patrząc na niego i na książki, wyrzekł z uśmiechem:
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.