Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co chłopcze, przestraszyłem cię, nie prawdaż? Już tylko patrzysz rychło ci umknę i pobiegnę w moje ulubione światy. Nie — dodał składając dłoń na ramieniu młodzieńca, — bądź spokojny! jeśli już ni razu nie wspomnisz o wdzięczności, będę należał do ciebie póty, dopóki sam zechcesz.
— Pan hrabia wiesz o tem — zaczął Kazimierz, — jak bardzo obawiam się grabić moją obecnością czas tyle mu drogi. Dla tego też przychodzę rzadko. Dziś jednak przyszedłem, bo potrzebuję zasięgnąć rady twej panie, a zarazem oznajmić ci o ważnym kroku jaki zamierzam uczynić w życiu.
Hrabia zupełnie jasny tym razem i bardzo uważny wzrok zwrócił na twarz młodzieńca.
— Mów, mów Kazimierzu — rzekł z powagą, — jakiej rady żądasz? cóż to takiego co czynić zamierzasz?
— Zamierzam ożenić się — ciszej nieco jak dotąd odparł Kazimierz, a zarazem lekki rumieniec przepłynął po białem, pogodnem jego czole.
— Brawo! — zawołał hrabia ściągając z szyi krawat, który rozwiązał się najzupełniej, i wywijając nim w powietrzu, — brawo mój chłopcze! i ja właśnie to samo uczynić zamierzam!
— Niech Bóg szczęści panu i błogosławi we wszystkiem! — ze wzruszeniem wymówił Kazimierz.