Tu oczy hrabiego skierowały się na portret niemłodej pani, i przez chwilę spoczęły na nim rozpromienione uczuciem czci i jakiejś w głębi serca wdzięczności palącej się bezustannie, na podobieństwo ofiarnego ognia.
— Tak — mówił dalej, — miałem matkę, która była wierną i odważną towarzyszką mego ojca, śród burz jakie przebywał, i walk jakie staczał; której rozum i energja zbawiły i przechowały mienie nasze rodzinne, a miłość i dobroć, były zawsze temi gwiazdami, które zbłądzić nie dają. Pamiętam ją.... i w imię jej chowam w sercu cześć dla niewiasty....
Gdy hrabia to mówił, Kazimierz patrzył na niego z widocznem rozrzewnieniem.
— Panie hrabio — rzekł skłaniając głowę, — nie spodziewałem się innych słów usłyszeć od pana. Ja także nie jestem z tych, którzy ubodzy są w wiarę i ufność. Wiem iż są na świecie rzeczy bardzo złe i brzydkie, ale że zarazem istnieją takie, przed któremi uchyla czoła każdy człowiek uczciwy, i oddaje im całe uwielbienie swego serca. Jeślibym tak nie myślał, jeślibym o tem nie wiedział, chybabym nie znał ciebie panie....
— Ach! — zawołał hrabia chwytając książkę, — uciekam do Humboldta....
— Ani słowa nie powiem już więcej — zaśmiał się Kazimierz.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.