Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

czoło naznaczone głęboką zmarszczką, wyrażało namysł a zarazem silnie poczuwaną dolegliwość. Wprawdzie ledwie widzialny biały brzeżek odbijający od czarnego tła ubrania, a oznaczający świeżo przywdzianą żałobę, usprawiedliwiać mógł na pozór to jakby bolesne zadumanie młodego człowieka. Po bliższem wszakże przyjrzeniu się można było dostrzedz, że nie było ono jedynie wypływem żalu po tem co było drogiem a żyć przestało, ani tkliwych wspomnień, jakiemi, jakby żałobnemi kwiatami, serce zranione, w ciszy i zadumie posiewać lubi mogiły ukochanych. W zamyśleniu Anatola przebijał się gniew głuchy i niepokój z trwogą niemal graniczący. Znać cios jakiś zwalił się nagle na kwiatami dotąd usłane życie tego szczęśliwca, postawił zaporę pośród drogi którą on postępował łatwo i już wprawnie, zagroził zdruzgotaniem tych gmachów, jakie budowane gorącą wyobraźnią młodzieńca, były przedmiotem namiętnych żądz jego i ambitnych dążeń. Śniadanie oddawna już zastawione było na przygotowanym do tego stole; kelner wchodził co chwilę na palcach, poprawiał nakrycie, ustawiał krzesła, wychodził bez szelestu i wkrótce wracał znowu, spodziewając się nowych rozkazów, — a gość ten siedział wciąż pogrążony w dziwnem swem zamyśleniu, nie zdając się poczuwać drażniącego przyjemnie zmysł powonienia zapachu wyśmieni-