Rycz czytał ostatnie to pismo tak jak i inne szorstkim, ochrypłym głosem, z nieruchomą i niechętną twarzą. Ktoby jednak bacznie nań patrzył mógłby dostrzedz, że oczy jego zapłonęły parę rary gorętszym i posępniejszym ogniem, a po wargach zaledwie widzialnych pośród gęstego zarostu, prześlizgnął się uśmiech podobny do chytrego, zwinnego gadu.
— Szkoda — rzekł hrabia, gdy czytanie listu skończonem zostało, — że nie udało mi się zdobyć tego kapitału. Wzorowy mój folwark nie powstanie tedy, aż chyba za rok.
— Na co panu hrabiemu ten wzorowy folwark! — zauważył Rycz lekceważacym tonem; — będzie to marnowanie pieniędzy, nic więcej.
— Nie, Sebastjanie, nie, tłomaczył hrabia. Gospodarstwo nasze upada, chciałem ludziom przed oczy postawić przykład, któryby wzbudził w nich ufność i ochotę...
— Pan hrabia nie potrafiłbyś się wziąć do tego — zarzucił znowu Rycz.
— Prawda mój Sebastjanie, świętą powiedziałeś prawdę! — sumitował się hrabia. Wiem dobrze iż jestem w wielu względach wielce niedołężnym człowiekiem. Prace naukowe pochłaniają mię całkiem, czuję że powinienbym być czynniejszym, daleko czynniejszym niż byłem dotąd. Ale na szczęście mam wyręczyciela. Koprowski
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.