Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, tak, — mówił hrabia, — wiem że masz liczne potrzeby. Ale mój Sebastjanie, ja się lękam doprawdy abyś ty tych pieniędzy... na złe nie użył.
Sebastjan wyprostował się. Głowa jego wystąpiła z pomiędzy ramion, łokcie i ręce odstały od boków.
— Panie hrabio! — wyrzekł z godnością, — ileż razy słyszałem od pana, że swobodny rozwój indywidualności niezbędnym jest do szczęścia i godności moralnej człowieka; że zbyteczne opiekowanie się nim krępuje zdolności jego, i wykrzywia właściwą mu naturę...
— Prawda! prawda Rycz, mówiłem nie raz to wszystko, i jest to najgłębszem mojem przekonaniem...
— Mówiłeś pan jeszcze, ciągnął Rycz, — że cnoty wyrobione w człowieku własnem jego usiłowaniem trwałe są, i na pewnych oparte podstawach; nakazane zaś i pełnione dlatego tylko, że człowiekowi nie staje możności rozminięcia się z niemi, upaść mogą ilekroć otrzyma on tę możność...
— Prawda, Rycz, prawda! — powtórzył hrabia, i sięgnął po pugilares.
— Otóż ja, mówił dalej Rycz, — chciałbym swobodnie rozwijać moją indywidualność, i rozbudzać w sobie cnotę z własnej woli, a nie w skutek braku pieniędzy.